sobota, 20 września 2014

Bałkańska wyprawa 2

Jak zwykle w wakacje (wiem, że dorośli ludzie nie mają wakacji, ale ja mam) nie pisałam prawie wcale. W sumie to dziwne, bo w tym okresie zwykle dzieją się rzeczy, które spokojnie można przypisać do kategorii "dobre". Było tak i tym razem. Wydarzyło się tyle, że sama miałam przez jakiś czas problem z ułożeniem sobie tego w głowie, ale już wiem, już wszystko zrozumiałam.

W połowie sierpnia zgraną, znaną, idealnie dopasowaną ekipą wyruszyliśmy do Bułgarii! Naszym celem nie były Złote Piaski, uderzaliśmy w kierunku Riły i Pirinu. Jak zwykle byłam czułam w sobie tę mieszankę uczuć składającą się z ekscytacji, nerwów i niepewności. Jak zwykle niepotrzebnych.
Nie będę tu opisywać szczegółów poszczególnych etapów podróży, choć mam na to malutka ochotę ;) Ograniczę się jednak do minimalistycznej fotorelacji.  















Riła - długa droga przed nami


 :) jak okiem sięgnąć zieleń i błękit 

Pirin - trochę inaczej, bardziej sikaliście, biało, cicho i pięknie 

taras przed naszym "kurnikiem"

czas na leniuchowanie


Tak było. Nie chciałam pisać zbyt wiele, żeby nikogo nie zanudzić. A wspomnienia opisane czy nie, kiedy tylko je przywołam rozgrzewają mnie od środka.
Może nie było tak ciężko i dziko jak rok temu, ale i tak jestem zachwycona. ZACHWYCONA! :D










poniedziałek, 1 września 2014

Czas powrotów, czas powrotów

Wróciłam, wakacje definitywnie się zakończyły. Choć w głowie jest nadal milion planów i pomysłów na wyjazdy, wypady, odwiedziny, to jednak trzeba wziąć się w garść i wrócić do szarej rzeczywistości.


W tym roku wybraliśmy się ponownie na Bałkany. Bałkany cudowne, słoneczne, pełne radosnych ludzi, soczystych owoców a przede wszystkim wysokich gór. Było niesamowicie i działo się tyle, że żeby dokładnie ułożyć sobie w głowie kolejne wydarzenia muszę poczekać aż dostanę zdjęcia, obejrzę je i wszystko sobie ułożę.
Nie zmienia to faktu, że nazbierałam w sobie słońca i radości na kilka miesięcy. Tego było mi trzeba!

Pozdrawiam wszystkich niecierpiących pourlopowiczów ;)))

niedziela, 13 lipca 2014

Czas ruszyć tyłek

Od dwóch dni się wysypiam. Poczytałam książkę. Na dodatek od paru dni nic złego się nie wydarzyło. Mam siłę, już nawet tę siłę fizyczną.
W związku z tym postanowiłam dać się ponieść modzie na ruch. Biorę na warsztat swoja pupę i podejmuję wyzwanie przygotowane na 30 dni. Napisałam o tym na blogu, żeby mieć dodatkową motywację do kontynuowania ćwiczeń.
Powodzenia mi ;))))

wtorek, 1 lipca 2014

Poczuć w sobie moc.

W piątek było zakończenie roku szkolnego. Mojego pierwszego po tej stronie biurka. Bardzo ważnego, ale jednak bez wzruszeń.W sobotę napisałam ostatni w tej sesji egzamin. Mam w nosie na ile. Wyszłam z egzaminu i... bum. Poczułam nagle sobie taka moc, tyle energii, że chyba od września tyle nie miałam.  



Jest fantastycznie. Spotykam się z ludźmi, czytam, sprzątam, gotuję, piszę, organizuję weselne sprawy i nie mam ochoty zapaść w sen zimowy. Na dodatek codziennie, mimo deszczu mam ochotę, siłę i czas wskoczyć na rower (mrzonki o bieganiu na razie zarzuciłam). Nie ma jak przemknąć na Herculesie przez wieczorny Wrocław, "rower to jest świat" ;)
Tak poza tym zbliża się remont mojego wehikułu. Na razie nie wiem do końca jak się za to wszystko zabrać, ale następny tydzień miał być na to poświęcony. Zobaczymy.

sobota, 14 czerwca 2014

Za rok

Tak naprawdę powinnam była napisać to wszystko wczoraj. Wczoraj powinnam powiedzieć, że za rok już nie będę miała narzeczonego, będę miała męża. 



Wiele rzeczy już zostało zaplanowane podpisane, wybrane, dograne. Kilka w sumie trzeba zrobić dość szybko, ale jest też parę takich, które chętnie bym już zrobiła, ale jest za wcześnie. Cieszę się, bardzo się cieszę, że to już tak niedługo. A z drugiej strony, to jeszcze tyle czasu. 

wtorek, 6 maja 2014

W końcu, znowu i nareszcie

W końcu, znowu, nareszcie!
W końcu, znowu i nareszcie nacieszyłam się bezmiarem nieba, czernią nocy, chłodem mgły,  twardością kamieni, grząskością błota, ciepłem murowanego pieca, dźwiękiem gitary, śpiewem ptaków, śladami saren, zapachem starej chaty, zielenią trawy, stromością wzniesień. 


W końcu, znowu i nareszcie obdarłam nogi, dałam pogryźć się komarom, zostałam obsypana gradem, przemoczyłam buty, przeżyłam o wodzie i czekoladzie.
W końcu, znowu i nareszcie poczułam się młoda, zdrowa, szczęśliwa, wolna i spokojna.
W końcu, znowu i nareszcie.